nr10
Wymagał, bo kochał
28 sierpnia 2013
2011.05.01_12h34
„Chwila jest szatą Boga”
29 sierpnia 2013

Ten prawdziwie był Bożym Człwiekiem

JPII

Cieszę się, że przyszło mi żyć na przełomie tysiącleci, w dobie politycznych przemian w Europie a przede wszystkim wielkiego tchnienia Ducha Świętego na Kościół i świat przez Sobór Watykański II oraz Pontyfikat Jana Pawła II.

Męskie łzy

W momencie Jego wyboru miałam 11 lat. Z tych dni najlepiej zapamiętałam niedzielę 22 października 1978 r. Mój śp. Tato płakał przed telewizorem oglądając transmisję z Inauguracji Pontyfikatu.

Choć wiele wokół mówiło się o tych wydarzeniach, to chyba te męskie łzy najmocniej wówczas do mnie przemówiły, że dzieją się sprawy wielkiej wagi.

Papież w oknie

Jestem wdzięczna mojemu Bratu, który w 1983 r, jako student zabrał mnie do Krakowa na spotkanie z Ojcem św. Pamiętam studencki sektor na Błoniach ubrany na biało, ale największe wrażenie zrobiło na mnie spotkanie pod „oknem papieskim”. Z powodu względnie niskiego wzrostu zostałam przez brata i jego kolegów ulokowana na jakimś dachu w pobliżu Bazyliki OO. Franciszkanów, który okazał się świetnym punktem widokowym (nie potrafię dziś dokładnie zlokalizować owego miejsca i dachu – być może był to jakiś tymczasowy barak?). „Okno papieskie” miałam po lewej swojej stronie i w nim żywego Papieża! Całe wydarzenie przeżywałam pod kątem przekazu moim rodzicom i koleżankom. Wtedy nie miałam jeszcze świadomości, że uczestniczę w czymś bardzo ważnym, w historycznym wydarzeniu, które na zawsze pozostanie cenną pamiątką mego serca. Niezwykłe wrażenie wywarł na mnie jako na nastolatce Papież w oknie! – Jego bezpośredni, prosty i serdeczny kontakt z tłumem młodzieży a najbardziej Jego poczucie humoru… Ojciec święty we właściwy sobie sposób przekomarzał się z młodzieżą o znajomości 4 zwrotek „Barki”. Na dowód tej znajomości wyśpiewano wszystkie 4!

Wrażenie tego spotkania było dla mnie tak wielkie, że niespodziewanie stało się jakimś zwrotem w mojej młodzieńczej głowie, świadomości i sercu ku osobie Ojca św. Zaczęłam interesować się Jego pielgrzymkami, Jego nauczaniem, choć tak naprawdę na początku tym, co mnie najbardziej pociągało do Jego Osoby, to było Jego poczucie humoru. Zaczęłam interesować się historią Jego życia i powołania. Z biegiem lat coraz bardziej stawał się dla mnie wzorem i autorytetem moralnym.

Przeniknięty Chrystusem

W 1987 r. byłam w I roku Nowicjatu, gdy na Błoniach oczekiwałyśmy na Jego przybycie do Krakowa. Przez następne lata w miarę możliwości uczestniczyłam w spotkaniach z Ojcem św. gdy przybywał w kolejnych pielgrzymkach do Polski. Od tamtego spotkania pod oknem na Franciszkańskiej, zarówno w okresie młodzieńczych poszukiwań, zakonnej formacji oraz w chwilach, naznaczonych niepewnością i pytaniami o postawy „ bardziej ewangeliczne i Chrystusowe” Jan Paweł II był dla mnie wzorem i żywym komentarzem do Ewangelii aż do najtrudniejszej lekcji umierania i śmierci. Bardzo imponowało mi to, że zarówno jako kapłan, biskup i potem papież miał odwagę łamać utarte i skostniałe wzorce zachowań, aby być bliżej ludzi, a tym samym bardziej odzwierciedlać styl Chrystusowy. Zachwycało mnie najpierw niezwykłe bogactwo jego człowieczeństwa, potem Jego niezłomna wiara. Fascynowała mnie Jego otwartość na wszystkich, jednoznaczność wobec prawdy i dobra, odwaga i oczywiście radość, którą promieniował wszędzie. Jak sam powiedział (do naukowców na KUL!) w 1979 – „do całokształtu duchowości chrześcijańskiej nalezy wesołość i sam stara się to pokazywać”. Z biegiem lat zaczynałam rozumieć, że to człowieczeństwo jest tak piękne, ponieważ do samej głębi przeniknięte Chrystusem. Wszystko w tym człowieku wyrastało z więzi z Chrystusem – każde słowo i każdy gest. To odkrycie mobilizowało mnie w trudnych chwilach do wytrwania na drodze powołania, do wierności i pogłębiania mojej relacji z Jezusem na drodze życia zakonnego.

Wielkość objawiona w słabości

W 1999 r. podczas Pielgrzymki do Rzymu dane mi było na audiencji ogólnej ucałować Jego dłoń i wymienić jedno zdanie. Jeszcze większe znaczenie miały dla mnie dwa inne momenty Jego Pontyfikatu oprócz pierwszego zachwytu prawie 30 lat temu pod „oknem papieskim”:

Jeden to w Roku Jubileuszowym publiczny akt skruchy w Bazylice św. Piotra, kiedy Papież przepraszał za winy Kościoła w ciągu wieków. Ten akt pokory wzbudził we mnie jakąś niezwykłą i większą niż dotąd wdzięczność dla Boga, że do „takiego Kościoła otwarł mi drzwi, w nim żyć i umierać pragnę…” Ta postawa uniżenia, pokory i prawdy Chrystusowego Namiestnika pozwoliła mi doświadczyć wielkości Kościoła i Jego mocy, której słabość nie pomniejsza, ale doskonali, gdy ta słabość w prawdzie jest uznawana wobec ludzi i Boga . W tamtej chwili w moim sercu zrodził się spontaniczny okrzyk, który trwa do dnia dzisiejszego, że nic piękniejszego na tym świecie, poza Chrystusowym Kościołem!

Gdy ziemia zapłakała

Drugi ważny dla mnie moment to ostanie miesiące i tygodnie pontyfikatu Jana Pawła i Jego odchodzenie do Domu Ojca, kiedy nie ukrywał swojej słabości, choroby i niepełnosprawności fizycznej. Ta postawa tak bardzo kontrastowała z medialną i ogólnie panującą tendencją do mierzenia wartości człowieka miarą jego sukcesów, osiągnięć, sprawności fizycznej i skutecznego działania. Ta postawa tak mocno uświadamiała mi, że prawdziwa wartość i piękno człowieka jest gdzieś o wiele głębiej i nie zależy od tego, co zewnętrzne.

Ostatnia lekcja ta, najtrudniejsza to lekcja cierpienia i śmierci. Może lepszym słowem byłoby słowo „łaska”. Bo czyż można nauczyć się umierania bez łaski? Cała ziemia w tamtej chwili zapłakała… Ja zaś chciałam zawołać za ewangelicznym setnikiem: – Ten prawdziwe był „Synem Bożym” – prawdziwie Bożym Człowiekiem. Jego umieranie, takie umieranie definitywnie przypieczętowało to przekonanie milinów ludzi i moje – tak jak ostanie Jego słowo wypowiedziane na tej ziemi: Amen.

Jan Paweł II ukazał mi najpiękniejsze oblicze Człowieczeństwa spełnionego w Chrystusie.

Błogosławiony Janie Pawle, Boży Człowieku promieniejący paschalnym Pięknem – módl się za nami!

s. Maria Najowicz