Misje W BURUNDI
1 sierpnia 2009Z Gdańska do Burundi
8 lutego 2011Pisząc te słowa z perspektywy 15 lat życia zakonnego, wciąż na nowo zachwycam się Bożym działaniem w moim życiu. Urodziłam się i wychowałam w małej wiosce pod Łańcutem, w rodzinie głęboko religijnej w której nie brakowało jednak różnych trudności i kłopotów. Pamiętam wspólny pacierz z moją mamą i młodszym rodzeństwem, babcię z różańcem w ręku, „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” wypowiadane przy powitaniu z sąsiadami i wiele innych form pobożności, które kształtowały moje życie religijne. W moim domu ważne miejsce zajmowała praca fizyczna na roli, którą sama również wykonywałam a która też w pewien sposób kształtowała moją osobowość. Nie pamiętam kiedy pojawiła się pierwsza myśl o wstąpieniu do zakonu.
Natomiast bardzo żywa jest we mnie pamięć tego pierwszego dotknięcia Bożego, które mnie „zraniło” rozbudzając wielką tęsknotę za Bogiem. Miałam wtedy około 12 lat. Był upalny, powszedni, wakacyjny dzień i swoim zwyczajem wybrałam się na Mszę Świętą. Gdy wchodziłam do kościoła odczułam Obecność Bożą. Poczułam wtedy wielką tęsknotę za Bogiem. Żyłam jednak nadal swoim życiem; miałam wiele koleżanek i kolegów, lubiłam tańczyć i śpiewać. Wraz z przyjaciółkami snułam plany na przyszłość i wtedy między wielu możliwościami pojawiła się myśl o zakonie. Na początku przestraszyłam się tej myśli i przez pewien czas walczyłam z nią. Później stwierdziłam, że przeczekam to „mi przejdzie”. Nie mówiłam o tym nikomu, strzegąc tego jak największej tajemnicy. Skończyłam szkołę podstawową, później liceum a myśl o zakonie „nie przeszła” mi. Przez cały ten okres nosiłam w sobie tę dziwną tęsknotę, która coraz bardziej paliła i przynaglała do podjęcia ostatecznej decyzji. Pojawiały się wątpliwości: czy dam radę? czy się nadaję? czy to naprawdę moja droga?
Wiedziałam, że nikt nie jest w stanie dać mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Przede mną była wielka niewiadoma i poczucie podejmowanego ryzyka. Tylko wiara i zaufanie Bogu pozwoliły mi podjąć ostateczną decyzję o wstąpieniu do zakonu. Dlaczego Kanoniczki Ducha Świętego? Bóg tego chciał. Początkowo pisałam do sióstr klawerianek i myślałam, że tam jest moje miejsce. Jednak Pan Bóg chciał mnie gdzie indziej. Na pieszej pielgrzymce do Częstochowy, całkiem przypadkowo – jeśli można to nazwać przypadkiem – poznałam s. Almę Oczkowską- duchaczkę- i tak zaczęła się moja znajomość z siostrami kanoniczkami, która trwała cztery lata. Teraz już jestem jedną z nich, za co Bogu niech będą dzięki!
s. Halina Szostek CSS