Znajdź nas na naszych kanałach Social Media
Sprawdź najbliższe wydarzenia: Kliknij tutaj
Dołącz do nas: Dowiedz się więcej
Znajdź nas na naszych kanałach Social Media
Sprawdź najbliższe wydarzenia: Kliknij tutaj
Dołącz do nas: Dowiedz się więcej
krzyz
Wielki Poniedziałek
14 kwietnia 2014
krzyz
Wielki Wtorek
15 kwietnia 2014
krzyz
Wielki Poniedziałek
14 kwietnia 2014
krzyz
Wielki Wtorek
15 kwietnia 2014

Oddawała życie z szerokim uśmiechem

Nie sposób było nie kochać S. Symeonki. Posągowa piękność, która emanowała „Światłem” od środka. Była najbardziej chorą wówczas pacjentką, która do mnie przychodziła. Mimo tego zawsze uśmiechnięta, ufająca i spokojna…

S. Symeona Ewa Pucelak urodziła się dnia 11 stycznia 1963r w Gdyni. W wieku 25 lat wstąpiła do Zgromadzenia Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego w Krakowie. Zgromadzenie to znała od lat dziecięcych przez swoją ciocię (siostrę swojej mamy) m. Redemtpę Śledzińską, wieloletnią Przełożoną generalną naszego Zgromadzenia, zmarłą w opinii świętości w 1978r. Ewa od dziecka często i chętnie gościła w naszych domach w Krakowie – również po śmierci m. Redempty. Pierwszą profesję złożyła 16 sierpnia 1990r., wieczystą dnia 15 sierpnia 1995r. w Krakowie. W Zgromadzeniu podejmowała odpowiedzialne obowiązki związane z pracą pedagogiczną i katechetyczną. Zaraz po Nowicjacie została skierowana do pracy w Zakładzie Wychowawczym dla dzieci niepełnosprawnych w Pacanowie w charakterze wychowawczyni (1990 – 1993). Następnie ukończyła studia teologiczno – pastoralne w Międzyzakonnym Wyższym Instytucie Katechetycznym w Krakowie (1996r.) W 1995r. została skierowana do pracy katechetycznej w Ustce i kontynuowała studia w Instytucie Studiów nad Rodziną w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie , które zwieńczyła tytułem magistra w 1999r. W tym samym roku została skierowana do pracy w Placówce Opiekuńczo – Wychowawczej w Pacanowie. Z wielkim zaangażowaniem i pasją podejmowała pracę wychowawczyni oraz pracownika socjalnego do 2010r., kiedy to po wykryciu choroby nowotworowej wyjechała do Krakowa, aby podjąć niezbędne leczenie. Po czterech latach walki z chorobą – najpierw w Klinice Uniwersyteckiej w Krakowie, a następnie w Centrum Onkologii Ziemi Lubelskiej im. św. Jana w Lublinie – odeszła do Pana nad ranem dnia 10 kwietnia 2014r., do końca otaczana serdeczną i pełną poświęcenia opieką medyczną tego Centrum oraz pełną miłości troską sióstr swojego Zgromadzenia, Rodzeństwa i Przyjaciół.

Pogrzeb Siostry Symeony odbył się w Krakowie dnia 14 kwietnia 2014r. i zgromadził licznie tych, którym za życia z poświęceniem służyła okazując miłość i dobroć. Jej ciało spoczęło w Grobowcu Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego na Salwatorze w Krakowie.

Sylwetka duchowa. S. Symeona miała osobowość bardzo bogatą i barwną. Wyposażona przez Pana otwartością umysłu i serca, inteligencją i zdolnościami intelektualnymi, wielką wrażliwością i głębią ducha, pogodnym usposobieniem i poczuciem humoru, taktem i kulturą bycia, darem dobrego, pełnego empatii kontaktu z drugim człowiekiem i sobie właściwym wdziękiem – wszystkimi tymi darami z hojnością służyła tym, których spotykała na drodze swojego życia i których wielkodusznie kochała. W prośbie o przyjęcie do Zgromadzenia napisała, że tu „chce służyć Bogu i ludziom”. W ankiecie przed wstąpieniem do Zgromadzenia napisała, że życie zakonne wyobraża sobie, jako „życie blisko Jezusa, a przede wszystkim życie z Nim i dla Niego…”. Tę pierwotną wizję życia zakonnego realizowała konsekwentnie na drodze swojego zakonnego powołania przez niesienie duchowej pomocy i rady tym, których kochała i nosiła w sercu, a więc swojej Rodzinie, współsiostrom  we wspólnocie, dzieciom i młodzieży, rodzinom, a przez ostatnie lata i dni swego życia – ludziom terminalnie chorym, z którymi dzieliła jedynie im znany ciężar choroby, słabości i ciągłej niepewności jutra.

W pracy wychowawczej i katechetycznej odznaczała się wyczuciem i charyzmatycznym podejściem do dzieci i młodzieży trudnej, do rodzin zaniedbanych i dysfunkcyjnych, do osób chorych i cierpiących. Rozumiała swoich wychowanków i podopiecznych, kochała ich wiedząc skąd wynikają ich trudności, umiała ich wysłuchać, a zarazem postawić wymagania, dlatego była przez nich kochana. Miała „gwidonowy” dar dostrzegania wokół siebie ludzi zagubionych, uzależnionych, zbuntowanych, smutnych, potrzebujących wsparcia. Umiała nawiązywać z nimi kontakt, rozmawiać, ukierunkowywać z cierpliwością i cieszyła się ich szacunkiem, autorytetem i miłością.

Na szczególną uwagę zasługują ostatnie lata jej życia, kiedy przyszło jej „żyć z Jezusem i dla Jezusa” na drodze jej osobistej Golgoty, naznaczonej walką z ciężką, nowotworową chorobą. W tym okresie prawie cały czas stała na granicy życia i śmierci, a przy tym potrafiła być „Słońcem”, niosącym nadzieję, otuchę i pociechę oraz pomoc tym, z którymi dzieliła jeden los w Klinice krakowskiej oraz w Centrum Onkologii w Lublinie, a także chorym siostrom we wspólnocie i innym spotykanym ludziom. Siłę czerpała ze współpracy z łaska Bożą. Lubiła pozostawać sam na sam przed Tabernakulum, ”modlić się z serca do SERCA” – wyznała w rozmowie o modlitwie z Przełożoną generalną: „modlę się tak, gdy jestem w kościele, kaplicy, w pracy, w podróży, to jest ten wymiar modlitwy, który może być przez innych niezauważony, ale chyba nie o to chodzi, żeby mnie ludzie widzieli, widzi mnie Pan Bóg”.

Pani Renata Bulanda – kompetentna krakowska Rehabilitantka, z którą S. Symeona, jako pacjentka, miała systematyczny kontakt w Krakowie po operacji – kiedy dowiedziała się o śmierci Siostry, napisała: „ Dziękuję Panu Bogu, że miałam szczęście poznać Kochaną Siostrzyczkę, mam Ją zawsze w sercu. Nie sposób było nie kochać S. Symeonki. Posągowa piękność, która emanowała „Światłem” od środka. Była najbardziej chorą wówczas pacjentką, która do mnie przychodziła. Mimo tego zawsze uśmiechnięta, ufająca i spokojna. Pacjentki, które się do mnie rejestrowały, to tylko w terminie, kiedy była Siostrzyczka Ewusia. Tylko dlatego, żeby być razem z Nią, bo tak wspaniale oddziaływała na innych, wlewając spokój, ufność, dobroć i miłość”. Personel medyczny, z którego pomocy korzystała, a już szczególnie pacjenci – czekali na jej uśmiech, poczucie humoru, ciepło, słowo nadziei i pokrzepienia. Można powiedzieć, że w zdrowiu i w chorobie nie żyła dla siebie, lecz swoje cierpienie i chorobę umiała z pomocą łaski przemieniać w „kanał życia i nadziei” dla innych. W chorobie do końca zachowała spokój i pogodę ducha, nadzieję oraz poczucie humoru, które umiała wplatać nawet w swoje przykre dolegliwości. Wyznała, że nigdy nie stawiała pytania Panu Bogu, dlaczego przytrafiła się jej taka choroba. Wykazywała w tym dźwiganiu ciężaru choroby prawdziwe męstwo i można powiedzieć – heroizm. Czasem przyznała, że nie jest łatwo, że cierpi, ale tym wyznaniem dzieliła się z bardzo zaufanymi osobami, nie chciała nikogo martwić i dodawała „idziemy ścieżkami, która nam Pan wyznacza, damy radę”. Dlatego dla wszystkich zazwyczaj miała uśmiech i dobre, przyjazne słowo. Nie lubiła mówić o swojej chorobie, dolegliwościach i słabościach. Zawsze rozmowę i zainteresowanie kierowała na innych, żywo interesując się ich życiem, sprawami, problemami: sióstr, Zgromadzenia, rodziny, wychowanków, którzy utrzymywali z Nią kontakt. Miała też stale apostolski kontakt z chorymi i tymi, których spotkała w chorobie, jak również z Przyjaciółmi, z którymi – zanim wstąpiła do Zgromadzenia – była bardzo zżyta i za których ofiarowała swe cierpienia. Mówiła: „chcę tak, jak Pan Jezus”. Często podkreślała, że inni bardziej cierpią niż ona. Przy tym można było wyczuć, że cały czas powoli przygotowuje się i dojrzewa do najważniejszego spotkania z Bogiem na progu wieczności. Tego podejścia i nastawienia „ku Bogu i ludziom”, z którym przyszła do Zgromadzenia nie zmienił w niej ciężar choroby, gdyż dusza była zjednoczona z Bogiem. Siostra często powtarzała: „Niebo czuwa”. Własne cierpienie nie koncentrowało jej na sobie, ale jeszcze bardziej, głęboko i piękniej otwierało na innych. Taka pozostała do przedostatniego dnia swojego życia, to znaczy do momentu, kiedy choroba pozbawiła ją kontaktu z tym światem i pozostawiła tylko w tej jedynej, najgłębszej, intymnej relacji z Tym, dla Którego i z Którym żyła i umierała w miłości, aż do całkowitego oddania ducha w Jego ręce.

Kochana Siostro Symeona, Dziękujemy Ci, że piękno swego życia i powołania z szerokim uśmiechem oddałaś Bogu i bliźnim. Nie szukałaś znaczenia i ziemskiej sławy, ale w zdrowiu i chorobie darami natury i łaski wielkodusznie dzieliłaś się z potrzebującymi Szczególnie dziękujemy Ci za pełną wiary i męstwa postawę w ciężkiej chorobie. Wtedy, gdy doświadczałaś słabości i ubóstwa, promieniowałaś pogodą ducha, bo Twoja siła i moc miała źródło w Bogu – w mocy Ducha i sile miłości. Niech Cię z miłością przygarnie Chrystus uwielbiony! Wypraszaj nam potrzebne łaski i pamiętaj o nas.

(Z mowy pożegnalnej wygłoszonej na pogrzebie przez m. Martynę Hanusiak – Przełożoną generalną Zgromadzenia)