KSM i Duch Święty
4 czerwca 2014
Duch Święty-niewidzialny sprawca radości.
6 czerwca 2014

Targowanie z Jezusem – s. Milena CSS

Powołanie zakonne niesie za sobą pewną tajemnicę, gdyż nie da się opisać, co czuje osoba kiedy wstępuje w progi klasztoru, kiedy decyduje się na takie życie.

Jednym, trzęsą się nogi, kiedy mają przekroczyć furtę klasztorną, a inni natomiast odczuwają wielki pokój w sercu – spełnienie tego, czego Bóg zamierzył względem nich. Ale tak naprawdę tego co głęboko czuje się w sercu, co się przeżywa, nie da się powiedzieć – pozostaje to wielką tajemnicą. Jedynie obrazowo można  przedstawić działanie łaski Bożej w naszym życiu i tę naszą pozytywną odpowiedź na Boże wezwanie.

U każdej bowiem osoby jest inaczej.

Niektórzy już od dziecięcych lat odczuwali to Boże wezwanie, ja natomiast – szczerze powiedziawszy – NIGDY nie myślałam, że będę siostrą zakonną. Wstąpienie do klasztoru, było ostatnią rzeczą jaką mogłabym zrobić w moim życiu. Moim pragnieniem zawsze było wyjść za mąż, mieć dzieci – mieć szczęśliwą rodzinę. Takie były moje plany i taki był mój cel. A życie zakonne…  gdzieś tam na końcu. Zresztą o tym w ogóle nie myślałam poważnie.

Kiedyś, ktoś w żartach zapytał: „a może ty byś tak do klasztoru…?..
– Słucham? Wcześniej musiałby się w moim życiu dokonać cud – odpowiedziałam.
I  dokonał się cud.

Moja pierwsza myśl o życiu zakonnym zrodziła się w III klasie Liceum, podczas szkolnej wycieczki w góry Tarnowskie, do Dukli i po drodze do Jarosławia – siostry służebniczki mają tam dom opieki.
Wtedy drgnęło coś we mnie, że chyba to chciałabym być siostrą zakonną. Ale III klasa Liceum, to wiadomo, ma się te 18 lat i człowiekowi wydaje się, że ma swoje lata – zaczęłam poznawać coraz więcej ludzi, zaczęłam korzystać z rozrywek światowych: jakieś ogniska ze znajomymi, dyskoteka, zabawa, festyny – to lubiłam i to mnie w pewien sposób bardzo pociągało. Szybko jednak zapomniałam o wycieczce i o życiu zakonnym. I tak upływały miesiące i lata. Aż w pewnym etapie mojego życia Jezus powiedział: STOP! To nie twoja droga… Zaczęłam odczuwać wewnętrzną pustkę, nie przynosiło mi żadnej satysfakcji to, co robiłam, nie miało to dla mnie żadnych wartości. W pewnym momencie odczułam, ze to nie jest to; to nie tutaj teraz powinnam być. Chodziło to cały czas za mną – „to nie tutaj powinnaś być, to nie twoje miejsce”…

W takim razie gdzie ono jest?…- pytałam.

Po ukończeniu szkoły medycznej rozpoczęłam pracę w Leżajsku, w szpitalu na oddziale ortopedycznym. Tam spotkałam siostrę z naszego Zgromadzenia, która zaprosiła mnie na rekolekcje dla dziewcząt, w klasztorze sióstr. I właśnie na tych rekolekcjach w milczeniu, wyciszeniu Jezus dał mi poznać, że to właśnie tutaj jest moje miejsce i to tutaj powinnam być.

– Jak to tutaj? Mam wstąpić do klasztoru? A moje plany? – pytałam
– Jezu to niemożliwe!

Trudno było mi się z tym pogodzić, ale Jezus tak za mną chodził, że nie mogłam odmówić!
Miałam już wyznaczoną datę wstąpienia i… zrezygnowałam. Postanowiłam jednak, ze skończę staż, bo przecież skoro mam powołanie, to po stażu tez mogę wstąpić do Zgromadzenia. I to była moja najgorsza decyzja jaką podjęłam w moim życiu. Dlaczego? Gdyż później zaczęłam mieć wątpliwości, czy naprawdę mam powołanie, czy przypadkiem nie jest to fascynacja? Zaczęłam się z Panem Jezusem targować:
– Panie Jezu, to chyba nieprawda, ja przecież do klasztoru się nie nadaję, do klasztoru to idą wyjątkowe osoby, które są blisko Boga, które są z Nim bardziej zjednoczone, ale nie Ja!… A w ogóle to przecież chcę założyć rodzinę, chcę być żoną i matką – przecież tak też mogę się zrealizować.

Jednak Jezus cierpliwie czekał…

A ja nie mogłam sobie ze sobą poradzić, nie byłam zdecydowana. Nie dawało mi to spokoju. Zaczęłam gorliwie się modlić o rozeznanie drogi życiowej. Prosiłam Jezusa, że jeśli mam wstąpić do klasztoru, to żeby dał mi jakiś znak – dał mi jakieś światło.

I tak też się stało.

Pewnego dnia przychodząc do pracy pani oddziałowa poprosiła mnie, abym została na drugą zmianę i zastąpiła jedną z pielęgniarek. Zgodziłam się. Wtedy na oddziale mieliśmy młodego chłopaka po wypadku samochodowym, był dłuższy czas nieprzytomny z powodu krwiaka na mózgu. Wchodząc na salę tego chorego i patrząc na niego i czuwających przy nim rodziców, którzy być może tracili już nadzieję, że kiedykolwiek odzyska przytomność i że w ogóle będzie żył – przeniknęła mnie głęboka myśl:

– Patrz, gdybyś miała swoją rodzinę, to czy zostałabyś na drugiej zmianie?
– Nie, Jezu, to rodzina byłaby dla mnie najważniejsza i tam bym spieszyła.
Właśnie!. A czy gdybyś miała rodzinę, czy dałabyś mi całą swoją miłość?
– Nie, Jezu, całej bym nie dała, bo przecież swoją miłość przelewałabym na swoją rodzinę, na dzieci…
– Właśnie. A Ja nie chcę twojej połowicznej miłości. Ja chcę, żebyś kochała Mnie niepodzielnie, żebyś oddała mi całe swoje serce, całe swoje życie.
– Chcę, żebyś dla wszystkich ludzi była siostrą, nie tylko dla wybranych, ale dla wszystkich.

W ten sposób Jezus wskazał mi drogę. Jednak ja jakby nie do końca byłam o tym przekonana… Poprosiłam Jezusa, że jeśli poprzez tego chłopca wskazał mi drogę, jeśli właśnie nim posłużył się abym poznała którędy mam iść i jakim szlakiem mam kroczyć w swoim życiu, to żeby udzielił łaski zdrowia temu chłopcu, a rodzinie dał nadzieję… I… po długim czasie chłopak trafił na Intensywną Terapię, tam wchłonął się krwiak, chłopak odzyskał przytomność, a tuż przed moim odejściem ze szpitala przybył do nas na oddział w celu rehabilitacji. Po roku mojego pobytu w klasztorze widziałam go jadącego rowerem.
Wtedy już do końca byłam przekonana, że Pan Jezus chce mnie mieć blisko siebie.

Czasem znajomi, a czasem przypadkowe osoby mówiły mi: co ty tam w tym klasztorze robisz? Ty tam się tylko modlisz. Ty tam się marnujesz, tracisz swoje młode życie.

Tak – dla ludzi, którzy nie rozumieją życia zakonnego – tracę życie…
Zawsze wtedy odpowiadam słowami naszej Służebnicy Bożej s. Emmanueli Kalb: „Warto stracić życie dla sprawy większej niż życie samo…”

Dzisiaj, gdybym stanęła jeszcze raz na takim rozdrożu dróg jak kiedyś, to bez wahania wybrałabym ten sam kierunek. Bo Bóg jest MIŁOŚCIĄ, a ja tej MIŁOŚCI doświadczam każdego dnia w Zgromadzeniu Sióstr Kanoniczek Ducha Świętego. Doświadczałam będąc w postulacie i nowicjacie, kiedy poznawałam tajniki życia zakonnego, później pracując wśród chorych w Krakowie, potem w Leżajsku, w Domu Opieki – wśród chorych, a teraz także wśród chorych i nie tylko, na Ukrainie, …

Pan Jezus dotyka swoją Miłością w różnych sytuacjach mojego życia.

s. Milena CSS