biblia
Przyjął Go rozradowany
3 listopada 2013
Bez fajerwerków
6 listopada 2013

Z MISTYKI LIŚCIA – OPOWIEŚĆ O PRZEMIJANIU

Moja znajomość z tym drzewem w środku parku zaczęła się wiosną. Tak właściwie zachwycił mnie tam jeden mały listek. Był taki zwykły, zupełnie nie rzucający się w oczy. Sama nie wiem, jak to się stało, że udało się mu przyciągnąć moją uwagę. Patrzyłam na niego bardzo długo… im dłużej stałam tym bardziej nie chciałam odchodzić. Chciałam go poznać tak inaczej, od środka. Na zewnątrz był mały, jasno-zielony, taki delikatny, budzący się do życia razem z całą wiosną. Moim zdaniem drzewo się nim po prostu opiekowało. Listek był tam, jak dziecko przy matce. Stał się dla mnie wyjątkowy i postanowiłam, że jeszcze do niego powrócę…

Czas płynął, a ja cały czas pamiętałam o moim listku. Gdy tylko nadeszło lato, udałam się na dłuższy spacer do parku. Szybko odnalazłam moje drzewo. Tego dnia było słonecznie i promienie słońca padały prosto na mój mały listek. Wyglądało na to, że listek i słońce mają ze sobą świetny kontakt. Było ciepło na zewnątrz, ale i w środku, kiedy się na nich patrzyło. Tylko, że mój listek był już inny… nie mały, nie jasny… taki jakby starszy, bardziej dojrzały, mocno zielony i duży. Jedno się nie zmieniło, był to nadal mój listek, po prostu mój. Poruszał się przy każdym podmuchu wiatru, wydawało się, że macha mi. Tak naprawdę to chciałam go zabrać ze sobą, ale wiedziałam, że jego miejsce jest przy drzewie i że dobrze mu tu jest.

Minęło lato i nadeszła jesień. Kiedy trafiła się ładna pogoda pobiegłam do parku. Było tak kolorowo, tak jesiennie. Liście leżały, jak dywan na ziemi i tylko pojedyncze pozostały na drzewach. Moje drzewo również stało już prawie puste… takie u góry smutne, a na dole kolorowe liście otaczały je dookoła. Spojrzałam na nie i widziałam różne barwy… jedne zostały do końca zielone, inne były brązowe, znalazłam też takie, które miały na sobie dwa kolory, takie żywe. Nagle ujrzałam mój listek… był jeszcze na drzewie, czułam, że czekał tam na mnie. Samotny, ale piękny i radosny, taki barwny… nigdzie nie widziałam tak wspaniałego liścia. Wszystko, co go przez cały czas otaczało, całe jego istnienie było właśnie dążeniem do tych cudownych kolorów, które miał teraz na sobie. Patrzyłam znowu zachwycona, jak wtedy wiosną. Po chwili lekki podmuch wiatru strącił go z drzewa… Opadał tak delikatnie prowadzony przez wiatr i w końcu spoczął na moich dłoniach.

Jest teraz ze mną… często się mu przyglądam. Nie jest już taki jak wtedy na drzewie, ale ma dla mnie swoje ciągle aktualne przesłanie. I tak sobie przy nim myślę: Czy i we mnie przy zmierzchu mego życia inni ludzie zobaczą tak piękne kolory? Czy będzie we mnie kolor czerwony świadczący o mojej miłości i kolor zielony przypominający o mojej nadziei i zawierzeniu oraz kolor żółty mówiący o moim kontakcie z Bogiem, jak listka ze słońcem?

s. Pia CSS