Zamykam w sercu
23 października 2013Boże, miej litość dla mnie, grzesznika
27 października 2013„Każde specyficzne powołanie
rodzi się z inicjatywy Boga i jest dziełem miłości Boga”
/Benedykt XVI /
Pragnę podzielić się z Wami historią mojego powołania misyjnego. Na misjach jestem dopiero od kilku lat, ale moja przygoda misyjna rozpoczęła się dużo, dużo wcześniej. Na początku mego życia zakonnego, byłam wtedy w nowicjacie, przyglądałam się przygotowaniom do wyjazdu naszych pierwszych misjonarek. Byłam dla nich pełna podziwu, ale w tym czasie , nie myślałam w ogóle o możliwości wyjazdu. Zresztą przygotowywałam się do pracy w katechezie, którą też realizowałam przez wiele następnych lat. Powołanie misyjne rodziło się powoli podczas spotkań z misjonarkami przebywającymi na urlopie, które odwiedzały nasze wspólnoty, w których przebywałam. Ich świadectwa rozbudzały we mnie ciche pragnienie poświęcenia się najbiedniejszym w Afryce. Pragnienie to było we mnie ukryte, gdyż nie ośmielałam się go wypowiedzieć głośno. Pewnego razu Jezus dał mi do zrozumienia, że jest to Jego wolą. Jedna z misjonarek wprost mnie zapytała: „s. Gabrielo, czy ty byś nie chciała wyjechać do Afryki?”.
Odpowiedziałam wtedy, że nie jestem pielęgniarką, więc co będę tam robić. Siostra zapewniła mnie, że pracy jest tam bardzo dużo i że nie tylko pielęgniarki są tam potrzebne. W tym samym jeszcze roku wyraziłam gotowość wyjechania na misje, gdyby była taka potrzeba, na co przełożona generalna odpowiedziała mi, że jest taka potrzeba i że od razu mogę rozpocząć naukę języka francuskiego. Wraz z nowym rokiem szkolnym rozpoczęłam przygotowanie w Centrum Misyjnym w Warszawie wraz z inną siostrą naszego Zgromadzenia. Po roku wyjechałyśmy do Francji na utrwalenie języka. Niestety z powodu wybuchu wojny w Burundi, gdzie byłam przeznaczona, mój pobyt we Francji przedłużył się a po czterech latach powróciłam do Polski znowu do katechezy. Co jakiś czas przypominałam moim przełożonym, że misje na mnie czekają lecz zawsze znajdywała się jakaś ważniejsza potrzeba w Polsce mimo, że nie było już przeszkód ze strony kraju do którego miałam wyjechać. Cztery inne siostry, które po mnie się przygotowywały tam się udały.
Długo musiałam jeszcze czekać na spełnienie się woli Bożej odnośnie mojego wyjazdu. Dopiero, gdy już pogodziłam się z myślą, że misje nie są dla mnie ze względu na wiek i na zdrowie i gdy oddałam krzyż misyjny, wtedy pojawiła się potrzeba dodatkowej misjonarki. W tym czasie nikt inny nie przygotowywał się do pracy na misjach, więc matka generalna zdecydowała się na wysłanie mnie. Tak oto po 15 latach zrealizowało się moje pragnienie. Na realizację woli Bożej nigdy nie jest za późno. 14 października mija pięć lat mojego pobytu w Burundi. Spędziłam je na placówce w Bużumburze gdzie katechizowałam młodzież gimnazjalną i licealną. Zajmowałam się dziećmi biednymi, którym organizowałam pomoc w zakupie przyborów szkolnych oraz współpracowałam z MAITRI w adopcji dzieci na odległość. Pomagałam również siostrom pielęgniarkom w Centrum Zdrowia, załatwiałam różne sprawy by one mogły się całkowicie posłudze biednym i chorym.
Od dwóch miesięcy jestem na nowej placówce, w Gatara, jako wychowawczyni postulantek i kandydatek. Spełnia się nasze pragnienie przeszczepienia charyzmatu naszego ojca Założyciela Gwidona z Montpellier na ziemi afrykańskiej. Na obecnym etapie mamy osiem dziewcząt burundyjek, które są już przyjęte do Zgromadzenia i rozpoczęły przygotowanie do życia zakonnego i trzy kandydatki, które przez cały rok będą się przyglądać naszemu apostolstwu i będą w bliskim kontakcie z nami by rozeznać swe powołanie.
Mogę szczerze powiedzieć, że jestem szczęśliwa z realizacji mojego powołania misyjnego. Dziękuję Bogu, że mogę przez moje apostolstwo i przez modlitwę, w jakimś stopniu przyczynić się do umacniania jego Królestwa wśród najuboższych.
s. Gabriela CSS
misjonarka z Burundi